Zawsze gdy Kościół wynosi jakąś postać na ołtarze, komunikuje nam i przypomina o powszechnym powołaniu do świętości, a konkretna osoba ukazuje nam swoją drogę do zjednoczenia z Bogiem. Stąd warto dziś poświęcić czas by bliżej przyjrzeć się osobie kardynała Wyszyńskiego.

         Urodził się na Podlasiu w miejscowości Zuzela nad Bugiem. W domu odebrał dobre wychowanie. Rodzice zaszczepili w nim miłość do Boga, do Matki Najświętszej, do ojczyzny i ogromny szacunek do drugiego człowieka i jego pracy. Sam wspominając jednego razu swoje dzieciństwo, mówił: A w domu nad moim łóżkiem wisiały dwa obrazy: Matki Bożej Częstochowskiej i Matki Bożej Ostrobramskiej. I chociaż w onym czasie do modlitwy skłonny nie byłem, zawsze cierpiąc na kolana, zwłaszcza w czasie wieczornego różańca, jaki był zwyczajem naszego domu, to jednak po obudzeniu się długo przyglądałem się tej Czarnej Pani i tej Białej. Zastanawiało mnie tylko jedno, dlaczego jedna jest czarna a druga – biała. To są najbardziej odległe wspomnienia z mojej przeszłości…

Te zaczątki pobożności Maryjnej rozwinęły się dość mocno po śmierci matki w wieku 33 lat.  Podczas swojej Mszy Św. Prymicyjnej na Jasne Górze wrócił do tego momentu mówiąc, że teraz ma Matkę, która będzie już na zawsze… Wiemy doskonale jak kluczowa była więź prymasa Wyszyńskiego z Maryją w jego życiu duchowym. To z niej wyrósł program duszpasterskiej odnowy narodu polskiego. 

Będąc już księdzem, sporo czasu poświęcał wychowaniu kleryków jako wykładowca, a także uniwersytetowi robotniczemu we Włocławku i generalnie środowisku robotniczemu. To w tym okresie zetknął się i zapoznał z ideami Marksizmu dzięki czemu w czasach komunizmu z łatwością był w stanie wykazywać tzw. błąd antropologiczny w patrzeniu na człowieka przez Komunizm. 

Zaraz po wojnie zostaje Prymasem Polski i metropolitą warszawskim mimo, że na ów czas był najmłodszym 
z biskupów w Polsce. Zdecydowanie pomogła mu w tej nominacji rekomendacja kard Augusta Hlonda, który dostrzegał w nim swojego następcę.

Niezwykle istotnym momentem życia dla Prymasa i dla całego naszego narodu był czas jego internowania. Chodzi o lata 1953-56. 

Na początku tego czasu powierza siebie opiece Matce Najświętszej, a pod koniec internowania w Komańczy opracowuje program Wielkiej Nowenny i obchodów Millenium chrztu Polski. Myślę, że śmiało można tu powiedzieć, że był to jak do tej pory, największy w dziejach Polski program duszpasterskiej odnowy narodu i to ten czas wykreował kard. Wyszyńskiego na duchowego przywódcę naszego narodu. Tak to bywa, że Boży plan mimo różnych przeszkód człowieka, potrafi się wypełnić. Przypomina to nieco historię Józefa Egipskiego. Człowiek przeszkadza i utrudnia, a Pan Bóg prowadzi swój plan mimo tych utrudnień dla większego dobra.

Po tych wydarzeniach był czas realizacji najpierw Wielkiej Nowenny trwającej 9 lat, a później rocznicy Chrztu Polski. 

Po drodze w Kościele miał miejsce Sobór Watykański II, na którym kardynał brał czynny udział. A po soborze stopniowe i rozsądne wprowadzanie postanowień soborowych. 

Warto w tym wszystkim zaznaczyć jego osobisty wpływ na wzrastanie Karola Wojtyły, który po wyborze na Następcę św. Piotra powiedział, że nie byłoby polskiego papieża bez Prymasa Tysiąclecia. 

Zmarł w opinii świętości w 1981 roku mając równe 80 lat. 

Warto zwrócić dziś uwagę na dwa aspekty jego duchowości, które miały później wymiar w spotkaniu z drugim człowiekiem.

Pierwszy to przebaczenie, które wyrastało z jego głębokiej duchowości. Prymas mówił, że nie ma takich krzywd, których nie można by przebaczyć. A tych krzywd i upokorzeń, których on doznawał, poczynając od trzyletniego, niewinnego uwięzienia, było bardzo dużo. Doznawał ich nie tylko od wrogów, czyli komunistów, ale niestety też wewnątrz Kościoła. Wszystkim przebaczył i to jest jedna z cech jego świętości, której możemy się uczyć. I tu dwa teksty: z jego kazania wielkanocnego i z jego testamentu:

„Chrystus po Zmartwychwstaniu zapłacił ludziom detaliczną dobrocią, serdecznością, bliskością i radością – za zniewagi doznane przed śmiercią. Jakże On jest wielkoduszny i wspaniałomyślny! O, mógł po Zmartwychwstaniu dobrze «zapłacić» faryzeuszom, doktorom zakonnym, Herodowi, Piłatowi, a nawet uczniom, którzy Go opuścili, zwłaszcza Piotrowi, który się go zaparł. (…) Nie ma o tym w Ewangelii żadnej wzmianki. Tak się zachowywał, jakby tego wszystkiego nie było.

Jak wspaniałą rzeczą jest zapominanie i przebaczanie! Jak ono wewnętrznie wyzwala, czyniąc człowieka naprawdę wielkim, a jednocześnie bliskim i braterskim. Taka jest prawdziwa miłość. Taka jest właśnie prawdziwa przyjaźń! Z lekcji danej nam przez Zmartwychwstałego Chrystusa możemy się nauczyć postępowania z naszym otoczeniem. Z tymi, którzy jak «drzazga» wleźli nam za paznokieć, którzy dotrzymali obietnicy: «ja ci pokażę!», którzy «noszą jak kura jajko» drobną urazę w sercu i raz po raz wygrażają się, aby nam powiedzieć – «pamiętam» i «nie zapomnę!»”.

I drugi

„Uważam sobie za łaskę, że mogłem dać świadectwo prawdzie, jako więzień polityczny przez trzyletnie więzienie i że uchroniłem się przed nienawiścią do moich Rodaków, sprawujących władzę w Państwie. Świadom wyrządzonych mi krzywd – przebaczam im z serca wszystkie oszczerstwa, którymi mnie zaszczycali”.

Drugi aspekt jego duchowości to szacunek do człowieka i jego pracy. Kardynał podkreślał wielokrotnie, że praca człowieka nie ma wyłącznie zapewniać środki do życia ale jest częścią jego drogi do zbawienia. To znaczy, że przez pracę człowiek może się uświęcać. Może czynić swoją pracę bardziej ludzką i przesiąknięta elementem duchowym, a przez to uświęcać cały świat rzetelnie wykonując swoje obowiązki. Kard. Wyszyński uważał, że przez pracę człowiek nawet może się nawracać, a jeśli tak to czyni przez to społeczeństwo bogatszym i w pewien sposób świętszym. To rzetelnie wykonywaną pracą, zmieniamy społeczeństwo. 

Tak kończy jedno ze swoich nauczań pod tytułem – Duch pracy ludzkiej. 

Rada jest jedna: zerwać ze spożywczym, żołądkowym sposobem patrzenia na pracę. Wrócić do jedynego i właściwego poglądu, że praca jest nie tyle smutną koniecznością, nie tylko ratunkiem przed głodem i chłodem, ale jest potrzebą rozumnej natury człowieka, który dopiero przez pracę poznaje w pełni siebie i całkowicie się wypowiada. I dopiero dzięki temu, może oddziaływać na materię w jedynie celowy 
i prawdziwie użyteczny sposób. Owoce tak pojętej pracy, nie będą źle użyte i zmarnowane, ale staną się błogosławieństwem świata.

Niech ta dzisiejsza beatyfikacja kard. Stefana Wyszyńskiego będzie nam natchnieniem do głębszego poznawania jego osoby i nauczania!

Kategorie: Refleksje